Info
Ten blog rowerowy prowadzi Danielo z miasteczka Szczecin, Nowogard. Jeżdżę z prędkością średnią 29.32 km/h a nawet i szybciej.Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2016, Maj6 - 3
- 2016, Kwiecień7 - 19
- 2016, Marzec7 - 7
- 2016, Luty9 - 11
- 2016, Styczeń12 - 16
- 2015, Grudzień1 - 3
- 2015, Wrzesień4 - 4
- 2015, Sierpień10 - 17
- 2015, Lipiec11 - 21
- 2015, Czerwiec10 - 19
- 2015, Maj9 - 16
- 2015, Kwiecień11 - 12
- 2015, Marzec12 - 16
- 2015, Luty4 - 5
- 2015, Styczeń1 - 0
- 2014, Październik3 - 2
- 2014, Wrzesień3 - 0
- 2014, Sierpień14 - 26
- 2014, Lipiec3 - 1
- 2014, Czerwiec10 - 17
- 2014, Maj6 - 9
- 2014, Kwiecień7 - 23
- 2014, Marzec6 - 17
- 2014, Luty4 - 4
- 2014, Styczeń7 - 7
- 2013, Październik3 - 0
- 2013, Wrzesień7 - 9
- 2013, Sierpień13 - 8
- 2013, Lipiec14 - 11
- 2013, Czerwiec10 - 18
- 2013, Maj8 - 27
- 2013, Kwiecień6 - 14
- 2012, Grudzień1 - 5
- 2012, Wrzesień6 - 32
- 2012, Lipiec1 - 7
- 2011, Sierpień1 - 7
- 2010, Czerwiec1 - 1
Wpisy archiwalne w miesiącu
Sierpień, 2011
Dystans całkowity: | b.d. |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 0 |
Średnio na aktywność: | 0.00 km |
Więcej statystyk |
- Aktywność Jazda na rowerze
Szlakiem Odra-Nysa i dalej
Piątek, 12 sierpnia 2011 · dodano: 27.08.2011 | Komentarze 7
Podróż międzynarodowym szlakiem Odra - Nysa (Oder - Neisse Radweg) planowaliśmy już w roku ubiegłym, jednak na przeszkodzie stanęły wówczas powodzie, w tym roku pomimo nie idealnych prognoz, zdecydowaliśmy się na wyjazd. Szlak ten łączy czeską część Gór Izerskich (źródła Nysy Łużyckiej) z niemiecką częścią bałtyckiej wyspy Uznam blisko Świnoujścia. Pomimo, iż nie przebiega on po polskiej stronie granicy, jego większość odcinków (asfaltowych) poprowadzonych jest w jej bezpośrednim sąsiedztwie wzdłuż Nysy i Odry, na wale przeciwpowodziowym. Przygodę naszą rozpoczęliśmy trochę poniżej ujścia Odry, odpuszczając objeżdżone już wcześniej tereny przy Zalewie Szczecińskim, gdzie rozpoczyna się wyznaczona trasa rowerowa. Z uwagi na obowiązki służbowe, musiało wystarczyć nam 6 dni, plan wykonaliśmy w całości, pokonując na rowerach ponad 800 km - najpierw szlakiem Oder-Neisse, później objeżdżając polskie i czeskie góry .Dzień 1
Start zaplanowaliśmy w południe, rano jeszcze praca, więc dystans na ten dzień nie był za duży, do campingu koło Parsteiner See mieliśmy ok. 90km. Po przyjeździe na miejsce mieliśmy jeszcze w planach objechać bez bagaży okolice m.in. podnośnię statków w Niederfinow i klasztor w Chorin. Jednak plany swoje a życie jak zawsze swoje..
Wyjeżdżając, jeszcze na rogatkach Szczecina Tomek łapie pierwszą gumę (i jak się okazało jedyną i ostatnią w całej podróży, ja w ogóle bez:) Niebo lekko pochmurne, przejeżdżając granicę za Kołbaskowem czasami pokropi nawet mały deszczyk. Na szlak rowerowy Odra - Nysa wjeżdżamy w Mescherin, przy samej Odrze ścieżka rowerowa bez samochodów, hałasu, dużej cywilizacji... i tak przez następne 400km :)
Krajobraz na początku trasy
Tuż za Schwedt, nr 27, Daniel, Szczecin :)
Mijamy Gartz, potem Schwedt, za miastem robi się nawet ładniej i bardziej malowniczo, ścieżka lekko zatłoczona przez turystów z miasta. Po jakimś czasie spotykamy jakiś objazd - musimy odjechać od Odry na kilka kilometrów, kontynuując trasę przez obszary zamieszkane i szosy by w końcu znów powrócić w okolice Odry. Kto wie, czy gdyby nie ten objazd, dzisiejszy dzień nie zakończył by się w bardziej cywilizowanych warunkach;) Zjeżdżając drogą z wielkich płyt widzimy w oddali granatowo-czarne chmurzyska, a w chwilę później słychać i grzmoty. Przyspieszyć nie ma jak, za duże wertepy na nasze obładowane bolidy, strona zachodnia zdecydowanie pogodniejsza, więc liczymy że przejdzie bokiem. Nie przeszło! Przy samej rzece mały zagajnik, za nim polana, to będzie chyba dobre miejsce na nocleg. Rozbijanie namiotu w strugach deszczu średnio nam wyszło, zamokło trochę rzeczy, trzeba było wcześniej przećwiczyć to ze stoperem w ręku ;) Zasypiamy z niedosytem z dzisiejszego dnia - miał być camping, prysznic (no był darmowy;), wieczorna wycieczka i lipa... Przejechane lekko ponad 70km. A jak jutro od rana będzie padać to co dalej...?
Dzień 2
Pobudka wcześnie rano, na razie nie pada, więc szybko zbieramy się i powoli w dalszą podróż. Gdyby nie to, że trzeba trzymać kierownicę można by się zdrzemnąć, trasa lekko nudnawa, niebo pochmurne, wszędzie płasko jak na patelni. Szlak prowadzi przy samej Odrze, po lewej widzimy mniejsze lub większe rozlewiska, po prawej łąki i lasy.
Dalej płasko, gdzie te góry?
Tu już ładniejsze widoczki, na dole Odra, w oddali Polska
W ciągu dnia robi się ładniej, trasa urozmaica się, mijamy mostki, śluzy, hoteliki, a
nawet sklepik z lodami w szczerym polu dla turystów na rowerach! Planowany nocleg przypada w miejscowości Gubin, wychodzi ok. 160km więc jest trochę kręcenia. We Frankfurcie przejeżdżamy na stronę Polską do Słubic, by zjeść dobry polski obiad, no i zamawiamy full wypas wielką.. pizzę:) Kelnerki bardzo miłe, jedną nawet wykorzystałem (za jej zgodą) do fotopstryka. Gdybyśmy nie mieli tak wyliczonego czasu na przejazd, z wielką ochotą zwiedziłbym te sąsiadujące ze sobą przygraniczne miejscowości. Niestety na szybkim przejeździe i paru fotkach się skończyło. Wracamy na niemiecką stronę i szukamy drogi w kierunku Gubina. Tu musieliśmy zgubić gdzieś szlak, bo jedziemy szosą, pokonując nawet małe hopki. Gdy się zorientowaliśmy, zniknęła nam nasza dwudniowa przyjaciółka Odra, która odbiła w kierunku Krosna, ale jest jej córka, Nysa. Po przywitaniu wszystkie drogi prowadzą do Gubina, odnajdujemy hotel, zakupy w Tesco i spać. Jutro trochę dłuższy odcinek i przywitanie z górami! Nawet na Night club po drodze już nie było ochoty ;)
Dzień 3
Trasa Gubin - Zittau 170 km z pięknym słońcem i upałem. Dzień obfitował już w więcej atrakcji, a wśród nich najwięcej... śluz wodnych:) Trzymaliśmy się dokładnie szlaku, nagłych przewyższeń nie było, no ale ciągle łagodnie pod górkę (no raz tylko 17%).
Tu już płynie z nami Nysa
Mały hopek na płaskim terenie to pryszcz dla Tomka
Poziom rzeki niwelowany był co kilkanaście kilometrów przez malownicze śluzy, wszędzie jakieś knajpki, zajazdy, restauracje. Napotkaliśmy nawet samoobsługowy automat z dętkami rowerowymi, dla nas coś egzotycznego bo wiadomo co by nasi ziomale z takim zrobili...
Malownicze śluzy na Nysie łączą dwa kraje
Automat dętkowy
Miejscowość Bad Muskau / Łęknica to piękny park, niestety nie na tę wyprawę, ale kiedyś odwiedzić trzeba. Przed Görlitz / Zgorzelec widać w oddali już pierwsze większe wzniesienia - ten widok zawsze jest przyjemny, my z nizin dojechaliśmy w końcu do gór! Miasto Görlitz zaskoczyło mnie wyglądem, wiele zabytków, kościoły i starówka na wzniesieniu, poniżej Nysa a po drugiej stronie polski Zgorzelec (o wiele mniej okazały). Wiem że kiedyś też tu wrócę.
W niemieckim Görlitz, w oddali Zgorzelec
Góry już blisko, ekspresowo do Zittau
Do campingu w Zittau pozostało już niewiele, czasu jednak mało więc decydujemy się na trasę o kilka kilometrów krótszą główną szosą. Pierwsze przewyższenia pokazują jak waga roweru ma wpływ na jazdę - wciąganie całego ekwipunku to żółwia robota. Ale i tak najlepsze przed nami :) Przed samym Zittau już mrok, a w oddali znów ktoś błyska wielkim fleszem po niebie. Ratuje nas nawigacja, która wskazuje najkrótszą trasę. Pędząc przez nie zatłoczone późnym wieczorem miasto, skracając ronda pod prąd i łamiąc wszystkie zakazy docieramy do noclegu. Szybkie rozbicie namiotu i.... znów burza i ulewa, ale teraz zdążyliśmy. Jutro będzie... gorzej!
Dzień 4
W planie odcinek z Zittau do Karpacza długości 115km. Niby niewiele, będzie można odpocząć, tak sądziliśmy. Znawcy tamtych okolic wiedzą - nic bardziej błędnego. Do tego pogoda, ale po kolei. Rano opuszczamy camping i udajemy się w kierunku czeskiej granicy. Zakupy w Peny, za miastem długie wzniesienia, jedziemy w kierunku Liberca. Z uwagi na dość duży ruch na głównej trasie (a szlak znów gdzieś zgubiliśmy) wybieramy drogi na północ od tego dużego miasta. Według map szlak Odra-Nysa kończy się w Nowej Wsi nad Nysą, tam też docieramy, ale nie znajdujemy żadnych tablic, wstęg czy famfar dla kończących najdłuższą ścieżkę rowerową wschodnich Niemiec, może za słabo szukaliśmy.
Witajcie góry!
Ostre podjazdy w okolicach Nowej Wsi
Chwilę później następuje długa przerwa w wycieczkowym podziwianiu krajobrazu i robieniu zdjęć. Z małego deszczyku przychodzą ulewy, które towarzyszą nam przez całą resztę dnia. Staraliśmy zatrzymywać się jak najmniej, aby nie tracić ciepła, ciuchy już dawno przemokły, a trasa jest jedną z bardziej wymagających w całej podróży - górskie przełęcze zdają się nie mieć końca. Przez te omijanie głównych tras wybraliśmy chyba największe przewyższenia w tych okolicach, fajnie no ale zabierzcie ten bagaż od nas! Pokonując kolejne kryzysy i zaciskając zęby, w końcu widzimy tablice z kierunkiem na Harrachov, a niedługo i Szklarską, potem już tylko zjazd w kierunku Karpacza, znów parę hopek i przyjazd do hotelu. Pozostało tylko suszenie wszystkiego, przydałoby się z kilka własnych suszarek ;) W tym dniu musiałem Tomka bardzo motywować, chłopak dał radę i powinien być z siebie dumny, zważywszy, iż to jego chrzest z górami!
Przed Karpaczem, po całym dniu w deszczu
Dzień 5
W końcu można było zostawić bagaż i pokręcić bez obciążenia, w Karpaczu mamy meldunek do jutra. Uderzyliśmy przez Kowary, przełęcz Okraj na czeską stronę Karkonoszy. Najpierw wspinaczka, potem po przejechaniu granicy zjazd chyba najpiękniejszą trasą w tamtych okolicach.
W końcu bez bagaży, za Kowarami
Trasa na Okraj, Tomek i kolaże spotkani później za Pecem
W Pec kupujemy mapę czeskich cyklotras po górach, jest ich mnóstwo w odróżnieniu od polskich szlaków rowerowych. Wybieramy trasę w kierunku Śnieżki ze zjazdem przez Strażne, dalej wspinaczka do Szpindlerowy Młyn i Spindlerova Bouda. Trasa miodzio! No może na początku po opuszczeniu Pec nachylenie lekko nie na rowery - spotkani kolarze musieli sprowadzać swoje szosówki, bo nawet nie szło zjeżdżać, ale później widoki i zjazdy jakich nie uświadczysz nigdzie w pobliżu.
Za Pecem ostro w górę...
ale czasami za ostro, nawet dla Tomka ;)
Malowniczy krajobraz czeskich wiosek
W pewnym momencie gdy mój licznik pokazał na krętej wąziutkiej dróżce, biegnącej ostro w dół ponad 70 km/h stwierdziłem iż przesadzam i lepiej nie myśleć co by było gdyby... Wiem, że można szybciej, ale wszystko zależy od trasy - tej nie znałem, ostre zakręty co chwila, wokół kamienie, odcinki z szutrem no i turyści mogący nagle wyrosnąć z za krzaka. Opuszczając Szpindlerowy Młyn mylimy trasę na górę i po pokonaniu dobrych kilkunastu kilometrów niezłej wspinaczki znajdujemy się w miejscu gdzie ścieżka rowerowa się kończy. Dalej żółty szlak pieszy, pozostaje wziąć rowery na plecy i hola po kamieniach :)
Spindleruv Mlyn - zapora na Łabie
Mój pierwszy Legia MTB Maraton ;-)
Po kilku km w oddali widać drogę i serpentyny prowadzące na przełęcz Karkonoską. Po wjechaniu pozostaje "lajcikowy" zjazd do Borowic, ponad 10 km szlakiem, który należy do najtrudniejszych w Polsce odcinków asfaltowych - nachylenie miejscami wynosi 29%, do tego zniszczona i wyboista nawierzchnia robi swoje. Deszcz, który zaczął wcześniej padać urozmaicił nam jeszcze downhill, aż cud iż obyło się bez wywrotek. Jeszcze tylko kilka km podjazdu do Karpacza i znów zjazd przez miasto, gdzie Tomek na mokrych zawijasach zalicza szlifa, na szczęście nie groźnego. Tradycyjnie na końcu dojeżdżamy zmoczeni, tak z zasady.
Już lepiej - szutrem na przełęcz
Piękny widok z ponad szczytów
Dzień 6
Ostatni dzień naszej wyprawy, wieczorem mamy pociąg do Szczecina, więc czas jest bardziej ograniczony. Ból kolan, który daje nam już porządnie o sobie znać, stawia pod znakiem zapytania dzisiejszą jazdę Tomka. W planie mamy trasę odwrotną do wczorajszej, do odcinka w Szpindlerowym Młynie, potem zależnie od czasu jakiś inny wariant. Po wjeździe do Karpacza Górnego kolega decyduje się na dalszą jazdę, jedziemy więc na Borowice i wspinaczka na przełęcz Karkonoską.
Tyci (p)odjazd od polskiej strony na Karkonoską
Tomek atakuje z pozycji stojącej..
Na górze odbijamy na Petrovą Boudę, kamienistym szlakiem w dół do Młyna i dalej, aż do Vrlchabi. Po przyjemnych wielokilometrowych zjazdach, trochę płaskiego jadąc w kierunku Trutnowa, ale po chwili znów wspinaczka na Cerny Dol, Cerna Hora, zjazd i dalej wiele kilometrów podjazdu na znajomą już przełęcz Okraj. Ten odcinek najbardziej nas wymęczył, kolana bolały przy każdym zgięciu, sił o wiele mniej niż na początku, słowem brak przerwy i porządnej regeneracji po kilku dniach kręcenia widać było u każdego z nas. Chętnie zamieniłbym wtedy rower na szosowy, młynkowanie na ciężkim góralu coraz bardziej mnie denerwowało i męczyło - musiałem odskoczyć na twardym przełożeniu na granicę na Okraju, Tomek z bólem nóg też jakoś dotarł. Zjazd do Kowar jak zwykle przyjemny, rozjazd do Karpacza, pakowanie bagaży i prędko do Jeleniej na dworzec. Z uwagi na kontuzję kolega pojechał szybciej, ja zostałem jeszcze chwilę w Karpaczu by zakupić pamiątki. Jakież było moje zdziwienie gdy po przyjeździe na dworzec nie zastałem Tomka - okazało się, iż nawigacja i wskazówki przechodniów doprowadziły go owszem na dworzec, ale... oddalony o kilka km tj. Jelenia Cieplice! Miał więc dodatkowy trening :)
Przełęcz Karkonoska, w oddali czeski hotel Špindlerova bouda i schronisko Odrodzenie
Karkonosze za nami, zawsze smutno wyjeżdżać...
Po wpakowaniu do pociągu jeszcze ciekawa historia. Okazało się, iż w naszym przedziale spotkaliśmy rowerowego podróżnika Piotra, przy którym nasz wypadzik to "niedzielna przejażdżka". Zwykle jego podróże trwają po kilka miesięcy, a objechał już m.in. Amerykę Południową, Hiszpanię, Portugalię, Grecję, Turcję i inne kraje Europy (www.bikenomada.pl). Opowieści Piotra można by słychać godzinami, przy okazji zdobywając cenne wskazówki na wyprawy wielodniowe, bo kto wie, może i kiedyś u nas przyjdzie odwaga na taki survival! Ja osobiście bardzo zazdroszczę i uważam takie podróżowanie za jeden z lepszych sposobów na poznawanie świata.
Nasza mała podróż również dostarczyła niezapomnianych emocji, czas ten tak bardzo różnił się przecież od zwykłej codzienności. Chciałoby się więcej, jednak nie zawsze obowiązki na to pozwalają, chociaż tak naprawdę same chęci to już bardzo wiele. Dzięki Tomek za wspólne kręcenie, mam nadzieję, że kiedyś i nam przyjdzie opowiadać o rowerowej wyprawie przez Pustynię Atakama :)
Kategoria Wyprawy